wtorek, 9 czerwca 2015

Proste zasady



Jest kilka prostych zasad, których warto przestrzegać, jeśli chcemy żyć zdrowo i jednocześnie stracić na wadze. Wielokrotnie w szkole na lekcjach biologii analizowaliśmy piramidę żywienia i powiem Wam, że zawsze gdzieś z tyłu głowy chodzi mi ona po głowie. Warto też wspomnieć, że piramidka ta cały czas się zmienia i ewoluuje, niektóre produkty spadają w szczebelkach inne przechodzą piętro wyżej. Może warto poświęcić jej chwilkę i przeanalizować, porównać z Naszym dzisiejszym stanem dieta? 

Konstrukcja piramidy jest bardzo prosta, a jej analiza jest instynktowa. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne szczegóły. 

Podstawą piramidy jest oczywiście aktywność fizyczna! Jako minimum WHO proponuje około 
30 min ciągłej aktywności dowolnej, od spacerowania, przez jazdę na rowerze, rolkach, łyżwach, bieganie, siłownię, joga, pilates, taniec i tak można w nieskończoność. Ważne: 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, bez wymówek! Oczywiście dodatkowym plusem jest możliwość ćwiczenia na świeżym powietrzu, im więcej drzew dookoła tym jeszcze lepiej. Upieczemy wtedy dwie pieczenie na jednym ognia! I zdrowo, i tracimy to i owo, witaminki D troszkę naprodukujemy, a jak taka piękna pogoda jak za oknem to nawet słonko muśnie Naszą skórę!




I piętro piramidy to produkty zbożowe z pełnego ziarna i tłuszcze roślinne. Na wstępie warto wspomnieć, że nie chodzi tu tylko o pieczywko, ale również o makarony razowe, brązowy ryż, kasze różnego rodzaju (najbardziej wartościowa jest jęczmienna i gryczana). Z tłuszczy roślinnych preferuje się oliwę z oliwek, olej słonecznikowy, rzepakowy, lniany, sojowy. Niektóre ośrodki naukowe zalecają zmianę masła pochodzenia zwierzęcego na margarynę, ale tylko tę wysokogatunkową! To znaczy, pozbawioną w tłuszcze trans, wzbogacone w sterole roślinne. 


















Kolejne piętro ( II ) to warzywa i owoce, powinniśmy je zjadać minimum 2-3 razy dziennie, chodziać już coraz częściej słyszy się głosy (nawet w spotach reklamowych), iż zalecane jest szamanie ich 4-5 razy! Na pewno warto, są doskonałym źródłem witamin, mikroelementów, bioflawonoidów i polifenoli. Warzywa możemy jeść bez ograniczeń, minimum 500g dziennie. Osoby walczące z otyłością i nadwagą powinny jednak zwrócić uwagę na kaloryczność niektórych owoców (wszystko przez zawarte w nich cukry proste), gdyż mimo że są zdrowe, mogą spowolnić spadek wagi. 


Kolejny szczebelek, już III to ORZECHY i rośliny strączkowe. Powinniśmy je zjadać 1-3 razy dziennie. Orzechy są bogatym źródłem niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych, błonnika, białka, całej masy minerałów (od potasu, wapnia, magnezu, żelaza) i witamin z grupy B i witaminy E. Jednak ze względu na kaloryczność, powinniśmy ograniczyć ich spożycie do około 10 sztuk. Natomiast warzywa strączkowe, do których zaliczamy soje, soczewicą, groch, fasolę, bób, ciecierzycę, możemy spożywać albo jako dodatek do dania głównego, albo raz w tygodniu jako danie główne. One również są źródłem błonnika, białka, skrobi, witaminy E i witamin z grupy B, minerałów oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych. 


Piętro IV - jaja, ryby, drób. Powinniśmy spożywać do 2 razy dziennie. Produkty te są kopalnią pełnowatrościowego białka jajka dodatkowo również nienasycone kwasy tłuszczowe, kwasu foliowego, przeciwutleniaczy i witaminy B12. Warto jednak rozplanować ich spożycie, aby nie zjadać w ciągu jednego dnia wszystkich produktów z tej kategorii. 


Nabiał (V piętro), jemy 1 - 2 razy dziennie. Aby dostarczyć do organizmu wymaganej ilości wapnia (dziennie zapotrzebowanie to około 800-1000 mg, dla ciężarnych 1500 mg), powinniśmy zjeść 200 g białego serka albo wypić litr mleka. Ile z nas tak robi? 




I na saaamym czubeczku mięso czerwone, słodycze, białe pieczywo, makaron, wysokoprzetworzony ryż .. ale tutaj chyba wszystko jest jasne, raz produkty te są mało wartościowe, kaloryczne, bogate w nasycone kwasy tłuszczowe i cholesterol. Najlepiej ograniczyć ich spożycie do minimum! Tak wiem słodycze... ja też bez nich żyć nie mogę, to moja pięta Achillesowa... ale może warto wybrać jakiś zdrowszy zamiennik? Gorzka czekolada zamiast batona? Co Wy na to? :)  



Miłego dnia, pozdrawiam











niedziela, 7 czerwca 2015

Keep calm and move on

Naszedł czas aby coś postanowić, wyznaczyć sobie granice, cele i sposób działania! 


Każdy zna już od podstawówki zasady zdrowego odżywiania, gorzej się robi jak przychodzi co do czego i chcemy je prowadzić w życie! Ale przecież wszystko jest możliwe i dla chcącego nic trudnego.

Od czego warto zacząć? Od siebie! Od przeanalizowania swojej diety, muszę Wam powiedzieć, że w moim przypadku to zadziałało! Spisałam każdy, dosłownie KAŻDY kęs jaki wpadł mi do ust w ciągu 7 dni. Ważne jest aby siebie nie oszukiwać i potraktować to poważnie i nie przechodzić na ten czas na żadną cudowną dietkę! Szczerze, bardzo mocno się zdziwiłam jak przejrzałam swoje notatki, po skończeniu swojego eksperymentu... nagle zauważyłam ile razy podjadałam, skubałam coś w między czasie, dorzucałam sobie coś ekstra typu chipsy, czekoladkę, loda, ile razy kupiłam, albo jadłam coś na mieście i to nie koniecznie zdrowego... był to co prawda bardzo burzliwy czas, dzień po dniu pełen zaliczeń, wejściówek, tu jakieś kolokwium, tu egzamin praktyczny, tu wieczorek u teściów przyszłym, piwko ze znajomymi... no i się nazbierało tak, że szczena mi opadła i klapki z oczu spadły...

I nagle zdałam sobie sprawę w jakie błędne koło wpadłam, powtarzając sobie co chwilkę, że to przecież ostatni raz, że od poniedziałku dieta, że przecież w sumie mi to w biodra nie pójdzie bo wszędzie jeżdżę rowerem.... tu tu srutu majtki z drutu! I zamiast zjeść pyszne, polskie jabłuszko, ja wybierałam rogalika, pączka, albo batonika... zamiast sałatki - pizze, zamiast sobie zrobić kanapkę przed wyjściem z domku - to kupowałam na mieście te z majonezem wylewającym się z każdej strony (tylko takie serwują na uczelni) ... i ani się tym człowiek nie naje, ani to zdrowe, ani nawet oszczędne... 


Wiec powiedziałam sobie DOŚĆ!! Nie po to wałkowane mam już od kilku lat na studiach, że zdrowa dieta to podstawa dla dobrego samopoczucia, jaki ma zbawienny wpływ na stan naszego zdrowia. O zapobieganiu chorobom układu krążenia, nadciśnieniu, cukrzycy, kamicy żółciowej, osteoporozie, niedoborom odporności, niedoborom witamin, niedokrwistości, chorobom nowotworowym, (tak można bez końca i książkę nie jedną przytoczyć), o otyłości i nadwadze nikomu przypominać nie trzeba! Aż się we mnie zagotowało, że jak to możliwe, że pod latarnią najciemniej?

A najbardziej zabolał mnie fakt, że ja to ja, ale z moją wiedzą, zamiast dbać o swoich najbliższych, o mojego ukochanego, zamiast wbijać im uparcie do główki te proste zasady, zamiast serwować im zdrowe jedzonko i dawać dobry przykład... namawiam ich na pizze, fast foody, szybkie byle jakie jedzenie, nieraz gotując sama szybkie i niekoniecznie zdrowe jedzenie...


Oczywiście nie chcę też popaść ze skrajności w skrajność, ale zdrowe żywienie, zdrowy styl życia, polega przecież na dokonywaniu mądrych wyborów, podejmowaniu przemyślanych decyzji! Wiadomo, że w życiu czasami tak jest i musimy pójść na kompromis, i można sobie pofolgować, ale może warto ograniczyć te dni do jak najmniejszej liczny i/lub nadrobić w późniejszym czasem jakąś modrą, zdrową, kolacją? Przecież zdrowe odżywianie to nie tylko sałata i woda... Mylę się?


Miłego dnia, pozdrawiam

sobota, 6 czerwca 2015

Garść motywacji

Nie wiem jak Was, ale mnie motywują zdjęcia, obrazki, filmiki, postępy innych osób... dlaczego?

Sama nie wiem, może to chodzi po prostu o fakt, że skoro innym to się udaje i jest to osiągalne, to i mi też to się może udać!
Chociaż mam świadomość tego jak bardzo może być to zgubne, bowiem każda z Nas jest inna, ma inną budowę ciała, inne predyspozycje, nie wspominając już o tym, że na tych wszystkich zdjęciach nie widać wysiłku jaki ktoś wkłada, litrów potu, wyrzeczeń każdego dnia, ani wewnętrznej walki jaką każdy musi stoczyć samodzielnie...
W sieci krąży masa zdjęć przepięknych kobiet, którym udało się osiągnąć wyznaczony cel, a dla mnie właśnie One są największą zachętą by zrobić mały krok, zacisnąć zęby i wziąć się za siebie!













Trzy..dwa..jeden..START!

Wstałam dzisiaj caała w skowronkach, zmotywowana i pełna pozytywnej energii! To chyba przez tą boską pogodę! Mimo, że za mną ciężki stresujący rok na studiach i nie ważne, że sesja jeszcze przede mną! Ciiii! Ja już jestem myślami na wakacjach, na plaży, na rowerze, rolkach!


W związku z tym, że szykują się w moim życiu nie lada zmiany, a chyba każda z Nas marzy, aby w TEN dzień wyglądać najpiękniej, żeby ukochany aż zaniemówił z wrażenia! Ja też tak mam! I mimo, iż ten moment składania przysięgi jest najważniejszy, chciałabym aby cały ten dzień, wieczór był cudowny..

Chciałabym w tym dniu wyglądać jak najpiękniej! Emanować pewnością siebie! Kroczyć swobodnie główną nawą w Kościele w drodze do mojego Ukochanego i skupić się tylko na Nim, na Nas, na naszej przyszłości, na tym co się zaraz wydarzy... cieszyć się tą chwilą, w której staniemy się rodziną, małżeństwem... nie chce iść i zadręczać się myślami, czy dobrze wyglądam, czy nigdzie nie wychodzi mi jakaś niepożądana fałdka, fałdeczka, czy suknia dobrze leży, nie opina się nie odstaje, czy nie wyglądam jak goryl, albo czy nie wyrosła mi druga broda... Nie chcę za żadne skarby świata! Iść i się zastanawiać non stop jak mam się ustawić, jaką pozę przyjąć, żeby chociaż na zdjęciach pamiątkowych dobrze wyglądać, żeby wspominając ten dzień nie żałować i nie mieć zawsze z tyłu głowy myśli, że mogłam się przyłożyć, spiąć dupsko i postarać się, przecież miała tyle czasu!


Wiem, że niektórym to może się wydawać puste i egoistyczne! Może i jest trochę egoistyczne, ale podejrzewam, że większość osób w takiej sytuacji ma podobne myśli, bo w końcu to na Nas oczy wszystkich zgromadzonych, rodziny i znajomych, będą caaałą noc spoczywać na Nas! Jestem tego w pełni świadoma, bo miałam już wielokrotnie przyjemność być gościem, świadkiem na zaślubinach innych zakochanych par :) Z tej perspektywy wiem, że i nie ja jedna mam mętlik w głowie z tego powodu i to mnie troszeczkę uspokaja...

Chciałabym w tym dniu wyglądać wyjątkowo, ale żeby to osiągnąć muszę włożyć w to trochę wysiłku.. Może i nie należę do nader puszystych osób, ale chudzielcem też nikt mnie nie nazwie.. Niestety moje studia wymagają poświęcenia dużej ilości czasu i zaangażowania... dodatkowo stres i zbyt krótka doba, nie sprzyjają utrzymaniu linii, szczególnie kiedy ktoś (patrz : "ja" ) zajada stres, zmęczenie i nudę (a ślęczenie nad książkami od rana do nocy do super porywających zajęć nie należy)...

Jestem w pełni świadoma co chcę osiągnąć i zmotywowana jak nigdy! A to wszystko dlatego, że data już jest ustalona, wszystko zaklepane, a zegar tyka, i nie mogę już powiedzieć, że aa tam zacznę od jutra, od poniedziałku, od pierwszego..! Nie i już! Mimo, że mam rok z ogonkiem i dla niektórych to się może wydawać, że to szmat czasu.. ja nie chcę zostawiać niczego na ostatnią chwilę i nie chcę, aby efekt trwał a nie prysną jak bańka mydlana w momencie jak powiemy sobie "tak"...

Jeżeli już coś mam zmieniać w swoim życiu to na stałe chcę, aby te zmiany były trwałe. Chcę żyć zdrowiej, mieć masę energii, a wiem że mogę to osiągnąć przez wprowadzenie paru zmian w mojej diecie, wprowadzenia aktywności i paru zmian w codzienności... Mam nadzieję że do czasu ślubu uda mi się zdobyć wymarzoną sylwetkę, której nie powstydziła by się żadna przyszła panna młoda...





A teraz zmykam na rowerek, taki mały kroczek do celu, a w taką piękną pogodę to tylko sama przyjemność! 

Miłego dnia, pozdrawiam

piątek, 5 czerwca 2015

Kłębek myśli


Tak jak większość kobiet mam kompleksy, te mniejsze i te większe, te z którymi jakoś da się żyć i te z którymi walczę od lat.. w sumie w swoim życiu nie spotkałam drugiej istoty płci pięknej, która nie wytypowała by żadnego mankamentu w swoim ciele... bo każda z nas COŚ takiego ma! A to biodra za duże, a to nosek garbaty, a to uszko odstające, a to fałdka (która zawsze wyłazi jak jej być nie powinno, pff), a to tyłeczek za mało albo za duży, a to włosy kręcone jak chcemy proste , proste jak kręcone, a to piegi albo ich brak ... i tak można być od rana do wieczora przez dni parę debatować, a jak jakaś inna kobitka się dołączy to i końca nadal nie będzie widać! 

Ale dlaczego? Dlaczego żadna z Nas nie akceptuje siebie takiej jaka jest? Czemu nie potrafimy spojrzeć na siebie przez różowe okulary albo po prostu z perspektywy innej osoby? Jak to się dzieje, że żyjąc tyle lat same ze sobą, w naszym ciele nie jesteśmy wstanie docenić, zaakceptować i pokochać siebie centymetr po centymetrze? 

Skąd biorą się te wszystkie stereotypy? Długonogich, blond, bez grama tłuszczu i krągłości piękności, wiecznie uśmiechniętych, nieskazitelnie wymalowanych, z idealnie przypudrowanym noskiem, przepięknie leżącą kiecką i szpilą na nóżce że ho ho? 

Kiedy miałam te naście lat ( a troszkę już lat minęło od tego czasu), poszukując siebie przez parę dobrych latek, przekopałam się przez masę pomysłów, stylów, gatunków muzyki, poglądów... i podejrzewam, że każdy tak miał, ma i mieć będzie. Aż pewnego dnia zasypiając uznałam, że przecież to ja mam być szczęśliwa, muzyka, którą słucham ma grać mi w serca i nie liczy się co to jest, czy ulubione piosenki są tego samego gatunku, raz może podobać mi się rock a raz mogę sobie podśpiewywać disco polo! Raz nosić szpile aż do nieba i elegancki kok na głowie, a następnego dnia biegać a trampkach i rozwianym włosem! Mam prawo do własnego zdania, poglądów i mam prawo po prostu być sobą! I to w jakiś sposób uświadomiło mi, że jestem kim jestem, jestem sobą, że to ja decyduję o tym jak może życie będzie wyglądać i o tym kim ja będę i jaką rolę będę w nim odgrywać! W jakimś stopniu zaakceptowałam siebie, mimo że parę kompleksów nadal mam, z większości pozostałych zrobiłam atut (ale to z wiekiem do mnie dopiero dociera), a resztę albo zgrabnie ukrywałam albo przymykałam na nie oko... jakoś sobie przecież trzeba radzić! 

Nie da się przecież przechodzić obok siebie obojętnie! Bo jak my sami siebie nie docenimy, to kto ma to zrobić? Jak my siebie nie szanujemy i nie kochamy, to jak mamy szanować i kochać innych, i jak innymi mają pokochać nas? 

Miłych przemyśleń, w taki cudowny słoneczny weekend, pozdrawiam 


Ps. coś miłego dla oka i dla ukojenia umysłu :) Tylko pozazdrościć dla tych którzy mają takie widoki teraz osobiście 

czwartek, 4 czerwca 2015

Małymi kroczkami


Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pewien pomysł ... żeby założyć bloga, bo to przecież dobre miejsce, żeby się troszkę wygadać i myśli w głowie poukładać. W sumie to nie mam żadnego doświadczenia w pisaniu, ale to chyba nie będzie takie trudne :)

Trochę w życiu mi się pozmieniało ostatnio, namieszało, nakręciło.. i teraz jak całe wielkie emocje opadły, nagle w mojej głowie pojawiają się co chwilę kołtuny nowych myśli, pomysłów, pytań, po prostu takie wielkie WOW! Doszłam do wniosku, że potrzebuję miejsca, jakiegoś pudełeczka, do którego mogę te myśli wrzucić i jakoś poukładać, zrobić z nimi porządek, posegregować i powkładać do odpowiednich szufladek. Może przy okazji uda mi się znaleźć odpowiedzi na niektóre z nich! 

A o czym mam zamiar pisać? Hmm... chyba w sumie o wszystkim i o niczym? Może po troszku o zakładaniu rodzinki od zera, o zmianie stylu życia (co chyba w sumie jest ostatnio dość modne, i BARDZO dobrze!), o poszukiwaniu motywacji do uzyskania wymarzonej sylwetki, bycia lepszym człowiekiem, narzeczoną, córką i niedługo żoną...a jednocześnie skończyć studia, które dają mi możliwość spełnienia moich marzeń i realizowania siebie. Trochę się tego nazbierało! 

Na dzień dobry, tyle chyba wystarczy, a na resztę przyjdzie jeszcze czas!



Miłego dnia, pozdrawiam